Wywiady

Wywiad z Naczelnikiem TOPR

2010-07-14 09:00:00 Jakub Chojak

Z Naczelnikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Panem Janem Krzysztofem rozmawia “CEPER

Z Naczelnikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Panem Janem Krzysztofem rozmawia “CEPER

Każdego dnia tysiące polskich i zagranicznych turystów przebywających w Naszych Tatrach narażonych jest na niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą turystyka górska i uprawianie sportów zimowych. Można powiedzieć, że nie ma skutecznej metody zapobiegania nieszczęśliwym upadkom, lawinom bądź kontuzjom, lecz na pewno jest metoda ratowania ludzi z takich opresji. Tą metodą od 90 lat jest Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Dzień i noc czuwających ratowników doceniają niestety tylko ludzie, którzy TOPR-owi zawdzięczają zdrowie, a nierzadko życie. Dla niektórych urzędników instytucje ratujące ludzkie życie są sporym kłopotem finansowym. Doskonałym tego przykładem w Tatrzańskim Pogotowiu jest śmigłowiec “Sokół”, który jest, a jakoby go nie było. Zagadka znikania “Sokoła” jest głównym tematem mojej rozmowy z naczelnikiem TOPR Panem Janem Krzysztofem.

Panie naczelniku od jak dawna śmigłowiec wspiera Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe?

Śmigłowca używamy ponad trzydzieści lat, ale dopiero w latach 90-tych staliśmy się właścicielem “Sokoła”, którego eksploatujemy wraz z Wojewódzką Kolumną Transportu Sanitarnego, a za nią z Zespołem Lotnictwa Sanitarnego w Krakowie. Jest to zespół obsługujący region środkowego południa. Region, w którym lotnictwo sanitarne, z różnych przyczyn, właściwie nie istnieje. W zamian za to, że użyczamy go służbie zdrowia, służba zdrowia pokrywa wydatki związane z eksploatacją śmigłowca w Tatrach. Zresztą nie tylko w Tatrach, ale także w Gorcach i Beskidach, przy czym loty w górach stanowią ok. 30 % całej działalności. W związku z tym, że jest to najlepiej wyposażony tego typu śmigłowiec w lotnictwie sanitarnym, wykorzystywany jest do przewozu np. całych zespołów kardiochirurgów kliniki prof. Dziadkowiaka w Krakowie czy do gaszenia pożarów, gdyż jest wyposażony w specjalne zbiorniki wodne.

A jak “Sokół” prezentuje się na tle podobnych śmigłowców wykorzystywanych w ratownictwie w Europie Zachodniej?

Nie stać nas na śmigłowiec zachodni porównywalnej klasy. Natomiast zalety “Sokoła” w górach są jednoznaczne i spełnia on wszystkie nasze wymagania.

Dodajmy bardzo surowe wymagania

Oczywiście. Śmigłowiec MI 2, który jest w zastępstwie, (z czym też były bardzo duże problemy, ale, jak na razie od 1 lipca dyżuruje) przy temperaturze 300 C w ogóle nie powinien startować na tych wysokościach, ponieważ normy jego możliwości technicznych zostają w tym momencie przekroczone, ale ponieważ wiąże się to z potrzebą ratowania zdrowia lub życia ludzkiego, podejmujemy próby, oczywiście w ramach rozsądku. Nowoczesne ratownictwo wymaga właśnie takiego śmigłowca, jakim jest “Sokół”, który potrafi na każdej wysokości i w trudnych, niesprzyjających warunkach, przy silnym wietrze np. stać w “zawisie” na tyle długo, aby bezpiecznie można było ewakuować poszkodowanych.

A jaki jest koszt utrzymania takiego śmigłowca, paliwo, ubezpieczenie, naprawy?

Koszt utrzymywania lotnictwa sanitarnego jest bardzo wysoki i tak jest na całym świecie, a mimo to nikomu nie przychodzi do głowy, aby z tego typu działalności rezygnować. Formy finansowania są różne, bo nigdzie nie jest tak, że te śmigłowce zarabiają na siebie. Oczywiście one zarabiają dodatkowe pieniądze, ale nie są w stanie się z nich utrzymać. Koszt działalności śmigłowca w samych Tatrach jest trudny do wyliczenia, ponieważ wykorzystywany jest w całej Małopolsce. Zdarza się, że lecimy np. do Szczecina przyszyć kończynę ofierze wypadku. Cały koszt działania lotnictwa sanitarnego Małopolski to jest ok. 2 mln. zł rocznie, w tym mieszczą się również wszystkie opłaty za naprawy i przeglądy techniczne wymagane w lotnictwie. W ubiegłym roku “Sokół” przechodził przeglądy technologiczne, które kosztowały nas prawie 600 tys. zł. Bez tych przeglądów nie można latać. Suma rocznego ubezpieczenia śmigłowca to 185 tys. zł, natomiast koszty bezpośrednie czyli np. paliwo są już stosunkowo niewielkie, bo stanowią ok. 15% ogólnej kwoty.

Skąd zatem powinny płynąć pieniądze na eksploatację “Sokoła”?

Obecnie mamy bardzo skomplikowaną sytuację, ponieważ w trakcie reorganizacji służby zdrowia, zapomniano o lotnictwie sanitarnym. Założenie było takie, że kolumny transportu sanitarnego – również na śmigłowiec – zarobią z Kas Chorych, ale nikt nie przewidział, iż tabor lotniczy jest w kiepskim stanie i koszty planowanych przeglądów i remontów, które “wrzucono” w cenę godziny lotu – znacznie podniosły tę cenę i tak np. dla śmigłowca MI 2 wynosi 3,5 tys. zł/godz., a dla “Sokoła” 10 tys. zł/godz. Dla dyrektora szpitala jest to rzeczywiście potwornie wysoki koszt. Zdarza się, że osoba uratowana przez śmigłowiec z sytuacji bez wyjścia (grożącej śmiercią) jest cała i zdrowa – co stwarza problem : kto powinien zapłacić za akcję ratowniczą – kasa chorych czy ocalony? Gdyby udzielono mu jakiejś pomocy medycznej sprawa byłaby jasna. Niedawno powstał projekt, aby część pieniędzy dla lotnictwa sanitarnego płynęła z budżetu centralnego, po to by urealnić godzinę lotu, którą sprzedaje się szpitalom lub innym zleceniodawcom.

Dobrze, ale na poprawę sytuacji odgórnie można czekać w nieskończoność, Pan jest niejako najbardziej zainteresowany rozwiązaniem tego problemu. Po pierwsze dezorganizuje to pracę i system szkolenia no i co roku są problemy z “Sokołem”…

Nie co roku tylko co trzy miesiące, zmieniają się tylko problemy, albo nie ma na ubezpieczenie, albo na naprawę, albo na paliwo. Termin przywrócenia śmigłowca do służby zmieniany był w tym roku już kilkakrotnie, mam nadzieję, że kiedy to w reszcie nastąpi będziemy mogli wtedy rozmawiać o wzajemnych zobowiązaniach np. o wykorzystywaniu śmigłowca do celów komercyjnych co wymaga odpowiednich licencji, ten system w Polsce jest bardzo skomplikowany, jeden z najbardziej rygorystycznych w Europie, myślę, że będziemy mieli sporo pracy.

A czy “Sokół” mógłby być utrzymywany ze sponsoringu, tak, jak TOPR?

Tak, ale sponsoring jest bardzo nikły i sporadyczny. Jesteśmy utrzymywani na zasadzie zadania zleconego z budżetu państwa. Otrzymujemy bardzo konkretne zadanie – ratowanie ludzi w Tatrach i blisko Gubałówki – na to właśnie dostajemy konkretną kwotę i nią mamy gospodarować. Zresztą z roku na rok ta kwota jest coraz mniejsza aczkolwiek spotykamy się z bardzo dużą przychylnością władz, które bezpośrednio się nami zajmują. Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki pomaga w miarę swoich możliwości i zawsze jesteśmy stawiani na pierwszym miejscu przy podziale pieniędzy z rezerw. Natomiast, jeżeli chodzi o sponsoring to cały czas poszukujemy i rozmawiamy z dużymi firmami, ale, jak wiadomo to wymaga czasu i ustalenia wzajemnych zobowiązań. Nie chodzi nam o jednorazową dużą kwotę, ale o stałą współpracę na wiele lat co pozwoliłoby oprzeć naszą działalność na rzetelnym planie finansowym. Na razie tych sponsorów nie mamy zbyt wielu. W tym roku są nimi BP, która funduje nam całe paliwo do samochodów, niedawno podpisaliśmy umowę z firmą Pedigree, która z kolei karmi nasze psy lawinowe no i firma Alpinus, która na bardzo preferencyjnych warunkach nas ubiera.

A czy rozważał Pan możliwość współpracy z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Mam na myśli dodanie do biletów wstępu na teren TPN 10 groszy do biletu co dałoby sumę ponad 90 tys. rocznie. Oczywiście uwzględniając fakt, że turyści będą chcieli płacić za coś co mają zagwarantowane w konstytucji.

Na ten temat rozmawialiśmy i to już bardzo konkretnie z tym, że nie ma podstaw prawnych, aby te pieniądze przeznaczane były na ten cel. Jest jeszcze, jak gdyby jedna strona. Ma być w to zaangażowana któraś z firm ubezpieczeniowych. Projekt przewiduje formę ubezpieczenia z którego część pieniędzy będzie wpływała do nas. Ten pomysł jest na razie w fazie wstępnej. Rocznie w Tatry wchodzi 3 mln ludzi. Złotówka od każdego pokrywa całkowity roczny budżet TOPR-u, który nie przekracza 1 mln zł.

Nadwyżkę można byłoby przeznaczyć na inwestycje

Tak, z tym, że my nie potrzebujemy ogromnych sum na specjalistyczne urządzenia. Nasz sprzęt jest w przeciwieństwie do sprzętu np. straży pożarnej, mniej skomplikowany. W górach stosuje się bardzo proste metody. Proszę pamiętać, że każda rzecz musi być ewentualnie wyniesiona na plecach, a urządzenia nie wymagają wysokiego zasilania. Natomiast co do sprzętu ratowniczego i samochodów jesteśmy wyposażeni naprawdę na najwyższym światowym poziomie

racając do śmigłowca. W tej chwili na lądowisku przy szpitalu stoi MI 2. Proszę powiedzieć, jak to jest, kiedy nie ma go w Zakopanem?

Wezwanie śmigłowca z Krakowa trwa 40 min. W pewnych sytuacjach jest to bardzo długi czas.

A jeżeli są złe warunki atmosferyczne ? Słyszałem, że potrafi zawrócić przed Zakopanem, jeśli jest np. niski pułap chmur.

Tak, to prawda. W tej sytuacji musimy zapomnieć o ekonomii. 1,5 godz. lotu “na pusto” to 15 tys. zł wyrzucone w błoto. Dla przykładu podam, że jeśli nasz “Sokół” latał by w tej chwili bez przerwy to koszty całej działalności wzrosły by tylko o 20 %. Nie zapłacenie ubezpieczenia to jest tylko pozorny zysk.

Czy moglibyśmy unaocznić problem dokonując bezpośredniego porównania “Sokoła” i MI 2 w identycznej akcji?

Bardzo proszę. Załóżmy, że akcja odbywa się w okolicy Buli pod Rysami, jest to miejsce dosyć częstych wypadków. Od wezwania śmigłowcem “Sokół”, w zasadzie bez względu na uraz, w ciągu pół godziny ofiara znajduje się w szpitalu. Jest to czas, którego często nie osiągają karetki w miastach. Śmigłowcem MI 2 ta sama akcja zajmuje 3-4 godziny. W sytuacji kiedy trzeba przetransportować na Bulę 6 ratowników, MI 2 robi trzy kursy, gdyż ze względu na swoje parametry nie może zabrać więcej niż dwóch ludzi. Nie zawsze udaje mu się też wylądować na Buli i wtedy ratownicy wysadzani są o wiele niżej co wydłuża czas dojścia do poszkodowanego. Śmigłowcem “Sokół” działa się już profesjonalnie. W zasadzie z miejsca wypadku poszkodowany podejmowany jest na pokład i jednym lotem przewożony do szpitala co jest bardzo dużą oszczędnością. Ale w naszej pracy nie wszystko przelicza się na pieniądze. Tu chodzi o czas w którym udzielimy ofierze wypadku pomocy. Służby ratownicze powinny być tak zorganizowane, aby w ciągu 1 godziny tzw. złotej godziny, poszkodowany znalazł się w szpitalu. Trudno bowiem turyście z poważną kontuzją czy też przyglądającej się akcji ratunkowej rodzinie powiedzieć, że niestety nie mamy śmigłowca więc idziemy na piechotę i za ok. 10 godzin będziemy w szpitalu. Proszę pamiętać, że rozmawiamy o warunkach letnich. Zimą te czasy wydłużają się, a często dojście przy zagrożeniu lawinowym jest niemożliwe, wtedy śmigłowiec jest wręcz niezbędny.

Wobec tego, strasznie musi wam dezorganizować pracę to pojawianie się i znikanie śmigłowca z lądowiska w Zakopanem.

To znaczy, my się dopasowujemy do sytuacji. Nie mamy problemów ze sprzętem, nie mamy problemów z ludźmi, są dobrze wyszkoleni i jest ich wystarczająco dużo. Jeśli śmigłowca nie ma działamy po prostu metodami tradycyjnymi tzn. piechotą lub samochodem. Kierownik wyprawy decyduje, jaki wybrać optymalny wariant, aby poszkodowany, jak najszybciej znalazł się w szpitalu. W tej sytuacji najbardziej cierpi pacjent, który z powodu, nazwijmy to, zaniedbań administracyjnych oczekuje na pomoc. Naszą ambicją jest to, aby ten czas był, jak najkrótszy i dlatego tak nam zależy, aby maksymalnie korzystać z takiego środka transportu, jakim jest śmigłowiec.

W którym miejscu interweniujecie najczęściej?

To wszystko zależy od natężenia ruchu turystycznego i od samych turystów. Najtrudniejszym i bardzo ruchliwym szlakiem jest Orla Perć i tam mamy najmniej wypadków. Być może specyfika tego szlaku wymusza na turystach ostrożność. Więcej wypadków jest przy zejściach, kiedy ludzie się już rozprężają i są mniej skoncentrowani to jest Zawrat i Giewont lub tam, gdzie pojawiają się trudności np. Świnica. Są to rejony w które wyruszają ludzie zupełnie nie przygotowani, nie wiedzący co może ich spotkać. Duża część nie wykazuje nawet dobrej woli, aby się przygotować do wędrówki, przeczytać choćby przewodnik. W Tatrach dla każdego jest szlak turystyczny, który można dobrać do swoich możliwości, zdrowia, pogody czy też kondycji.

Na zakończenie proszę powiedzieć wszystkim zainteresowanym, jakie trzeba spełnić warunki, aby dostąpić zaszczytu zostania ratownikiem. Mówię zaszczytu, albowiem z autopsji wiem, jakim autorytetem cieszą się górscy ratownicy.

System naboru nie zmienił się od 1909 roku, kiedy to powstała nasza organizacja. Każdy, kto ukończył 18 lat może zostać naszym członkiem przy czym wymaganych jest dwóch tak zwanych wprowadzających, którzy są już naszymi członkami i zdaje wstępny egzamin. Egzamin obejmuje praktyczne tematy takie, jak : wspinaczka, narciarstwo i znajomość topografii Tatr. To jest podstawowy wymóg. Jeżeli zda egzamin i Zarząd uzna, że w jakiś sposób przyczyni się on do działania naszej organizacji zostaje przyjęty w poczet kandydatów. Okres kandydacki trwa co najmniej 2 lata i w ramach tego okresu kończy kurs ratownictwa I stopnia, po którym przygotowany jest do udziału w wyprawach ratunkowych pod okiem doświadczonych ratowników. Po okresie kandydackim zostaje przez Zarząd dopuszczony do złożenia uroczystej przysięgi i przez podanie ręki naczelnikowi ślubuje, że bez względu na porę roku, dnia i stan pogody wyjdzie w góry itd, itd. Jest to piękna Rota opracowana przez Mariusza Zaruskiego. W tym momencie kandydat zostaje ratownikiem.

Chciałbym Panu bardzo podziękować za poświęcenie mi, a właściwie wspólnej sprawie, tej godziny i w imieniu wszystkich turystów odwiedzających Tatry życzyć rychłego rozwiązania problemów, tak, aby ratownicy mogli skupić się na ratowaniu ludzkiego życia, a nie na poszukiwaniu pieniędzy na swoją szczytną działalność.

Dziękuję bardzo. Pozdrawiam wszystkich turystów i życzę, aby nigdy nie musieli korzystać z usług “Sokoła”.

TE ARTYKUŁY MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ