Szlaki
Z Hali Gąsienicowej an Przełęcz Zawrat 2159 m n.p.m.
Jeden z trudniejszych i bardziej ekscytujących szlaków. Skalę jego trudności wyznacza fakt bodaj największej ilości interwencji TOPR-u w tym rejonie, mimo iż ubezpieczenia występują na kilkudziesięciu metrach trasy.
Ogromna popularność przełęczy przyciąga zarówno turystów obeznanych z górami, jak i przygodnych wczasowiczów nie mających żadnego doświadczenia. Generalnie trudności są umiarkowane, wzrastające do dużych przy załamaniu się pogody, a w razie zalegania śniegu wymagane jest “górskie” zaawansowanie, raki i umiejętność powstrzymania fantazji na wodzy. Początek wędrówki z Kuźnic do Doliny Gąsienicowej i dalej do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Spod Kościelca kierujemy się na lewo i okrążając w 20 min. staw dochodzimy do zasadniczego szlaku, którym wraz z turystami idącymi na Kozią Przełęcz jeszcze godzinę maszerujemy do buli przy Zmarzłym Stawie, gdzie obie drogi rozchodzą się. Zmienia się diametralnie sceneria. Dotychczasowe “dekoracje”, które opisałem przy szlaku na Kozią Przełęcz zastąpione są kamienistym rumowiskiem, po którym wspinając się lekko pod górę dochodzisz w 50 min. do ogromnego głazowiska, wyprowadzającego szlak w kolejne 15 min. do ściany Małego Koziego Wierchu. Tutaj, pośród olbrzymich bloków skalnych zaczynają się łańcuchy, które służą raczej do podciągania się niż przytrzymywania. Tutaj też wkraczasz w teren najeżonych, strzelistych ścian Małego Koziego i Zmarzłych Czub z przodu oraz Zadniego Kościelca po prawej, obok którego spada z góry Zawratowy Żleb, którym zalecane jest podchodzenie w warunkach zimowych. Kolejne 20 min. to systematyczna wspinaczka do góry cały czas ubezpieczona łańcuchami i klamrami. Trudności naprawdę umiarkowane. We znaki może jedynie wdawać się lekkie zmęczenie, a niektórym widok pionowych ścian nad głową i kilkaset metrów również pionowych pod nogami. Przed kolejnym etapem trochę odpoczynku. Przechodzimy kamienną ścieżką na lewą stronę oddalając się od żlebu, aby stanąć bark w bark z potężną ścianą, której powierzchnia przypomina zastygłą lawę. Jest to chyba punkt zwrotny całej wyprawy, a na pewno punkt wzrostu: trudności, niepewności, poziomu adrenaliny no i rzecz jasna widowiskowości. Dookoła nieprzyjazne, poszarpane skały, przypominające grzbiet dinozaura, jakby wyczekujące na twój błąd, a tuż obok, wzięte z innej bajki; gładziutkie, zielonkawe i dobroduszne zbocza Granatów i Żółtej Turni. Posuwając się wzdłuż tej “lawy” skręcasz w lewo, a następnie pokonując niewysoką pionową ścianę i łagodne wypiętrzenie ponad nią, stajesz na niewielkim tarasiku widokowym, z którego już tylko 15 min. do upragnionego celu. Pierwsze 5 to mogąca sprawić nie małe trudności wspinaczka w poprzek ściany zakończonej wąskim kominkiem, za to końcówka jest w zasadzie spacerkiem po kamiennym chodniku doprowadzającym do samej przełęczy, na której roi się od turystów. Widok na podejście z Doliny Pięciu Stawów na pewno zbije cię trochę z pantałyku, ale nie zazdrość tym, co tamtędy idą, bądź wyrozumiały w końcu pokonałeś ludojada i to, w jakim stylu?!